Szczawnica i okolice

Razem z moim partnerem stwierdziliśmy, że należy nam się urlop. Spakowaliśmy wszystko co trzeba i ruszyliśmy w drogę. Mieliśmy w sumie do pokonania około 260 kilometrów- czyli jakieś 3,5 godziny jazdy.

Zatrzymaliśmy się w urokliwym domu ,, U Mikołajczyków"- od centrum dzieliło nas niecałe 1,5 kilometra. W naszych głowach już powstała myśl, że nasz urlop chcemy spędzić aktywnie. Już pierwszego dnia zdobyliśmy pierwszy szczyt - Palenicę ( 722 m.n.p.m.). Na szczyt można dostać się 4-osobowym wyciągiem krzesełkowym. Wyciąg ma długość 780 metrów a wjazd na szczyt trwa nieco ponad 3 minuty. Szczerze mówiąc nie odpowiadało nam tego typu rozwiązanie. Woleliśmy wejść na Palenicę o własnych siłach. Samo wejście zajęło nam około 30 minut.

Drugi dzień spędziliśmy na zwiedzaniu Wąwozu Homole. Mieści się on w miejscowości Jaworki ( około 6 kilometrów od Szczawnicy). Jego długość to prawie 800 metrów. Podobnie z wąwozu jak i z Palenicy , można było zjechać wyciągiem krzesełkowym.
Po wyjściu z wąwozu udaliśmy się do Karczmy Szlachtowskiej na obiad. Już przy samym wejściu moje serce skradł czworonożny przyjaciel- czarno-biały kropek. Myślę, że to jest akurat ciekawy pomysł , aby w tego typu miejscu była możliwość przyprowadzania swoich pupilów. Powinno być więcej tego typu miejsc u nas w Polsce.

Trzeci dzień należał do spokojniejszych ze wszystkich. Na ten dzień mieliśmy zaplanowaną wspinaczkę na Sokolicę, nie mniej jednak nasze plany popsuła pogoda, było bardzo zimno i do tego padał deszcz przez cały dzień.
Czwarty dzień- Tutaj przenosimy się do miejscowości Sromowce Kąty. Stąd właśnie wraz z całą grupą turystów spływamy Dunajcem na wielkiej drewnianej tratwie. Sam spływ i wiążąca się z nim tradycja sięgają 1830 roku. Za tego typu przedsięwzięcie odpowiada Polskie Stowarzyszenie Flisaków Pienińskich. W ich szeregach znajduje się blisko 200 flisaków. Na każdej z tratw pływają parami, jeden z tyłu jako sternik a drugi z przodu jako pomocnik. Sam spływ trwa w zależności od poziomu wód Dunajca i wyboru przystani końcowej od 2 do 3 godzin. Śmiechom i żartom nie było końca. A wychodząc już na brzeg odczuwaliśmy lekkie bóle brzucha.

Dzień piąty- ten dzień był naszym ostatnim jeśli chodzi o pobyt. Z samego rana poszliśmy do centrum miasta i kupiliśmy pamiątki. Nie mogło się obejść bez pocztówek ( których jestem zagorzałą fanką) oraz tradycyjnych wędzonych warkoczyków. Pierwszy raz w życiu miałam sposobność spróbować tego typu smakołyku regionalnego. Kolejnym naszym celem było Krościenko nad Dunajcem ( około 7 kilometrów od Szczawnicy). To właśnie tam znajduje się wejście na Trzy Korony. Do wejścia na sam szczyt z Krościenka potrzeba minimum 1,5 godziny, a momentami jest naprawdę stromo. Na samym szczycie Trzech koron znajduje się platforma widokowa, zawieszona wysoko ponad Dunajcem, która pozwala na jednoczesny pobyt na szczycie jedynie kilku osób.